„Co możesz zrobić, aby promować pokój na świecie? Idź do domu i kochaj swoją rodzinę” - Matka Teresa
czwartek, 30 października 2025 Zenobii, Przemyslawa, Edmunda
marianpilka.reakcja.info

500+, i co dalej

GUS podał wstępne dane dotyczące urodzeń w pierwszym półroczu bieżącego roku. Według GUSu urodziło się około 200 tys. dzieci, co według minister Rafalskiej daje szanse na przekroczenie poziomu 400 tys. urodzeń w ciągu roku. Poziom 400 tys. minister Rafalska uznaje za  sukces tego programu. Te dane oznaczają że w pierwszym półroczu urodziło się o 14 tys. więcej dzieci niż w roku ubiegłym. Otóż wszystkie urodzenia, z którymi mamy do czynienia w tym roku to urodzenia, które są już następstwem obowiązującego od 1 kwietnia ubiegłego roku programu 500+, dlatego dają one już podstawę do pierwszych ocen skuteczności tego programu w przezwyciężaniu kryzysu a właściwie  katastrofy demograficznej z jaką mamy do czynienia w Polsce. Bowiem od początku lat 90-tych pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców, a od przełomu wieku współczynnik reprodukcji prostej, czyli zastępowalności pokoleń, oscyluje wokół 1,3 - czyli pokolenie dzieci jest mniejsze o około 35-40% od pokolenia rodziców. To już nie jest kryzys, a katastrofa demograficzna. Poziom urodzeń uznawany przez minister Rafalską za "sukces" to osiągnięcie w najlepszym razie współczynnika reprodukcji prostej na poziomie 1,4. Taki współczynnik w obecnym stuleciu został osiągnięty tylko raz - w roku 2009 po wprowadzeniu w 2007 roku tzw. dużej ulgi podatkowej wynoszącej około 1200 złotych rocznie na dziecko, czyli 100 złotych miesięcznie.  Wówczas nastąpił wzrost urodzeń o około 30 tys. w trzech kolejnych latach w porównaniu z poziomem urodzeń roku 2007. Warto przypomnieć, że przeciwko takiej wysokości ulgi podatkowej w 2007 roku głosował rządzący wówczas PiS.

Warto też przypomnieć, że zamysł przezwyciężenia katastrofy demograficznej, sformalizowany w koncepcji 500+ znalazł się  w programie wyborczym PiS w 2005 roku. Autorem tego pomysłu był Cezary Mech, a wpisanie do programu wyborczego forsowało środowisko, które później utworzyło Prawicę Rzeczpospolitej. Jarosław Kaczyński zgodził się na umieszczenie tej koncepcji w programie wyborczym, a jej ogłoszenie miało miejsce 20 sierpnia 2005 roku na konferencji w hotelu Radisson. Niestety po wyborach Jarosław Kaczyński zdecydował się o wyrzuceniu tego programu do kosza i zastąpieniu go  neoliberalnym programem społeczno-gospodarczym realizowanym przez Zytę Gilowską. To wówczas Cezary Mech stwierdził, że polityka prorodzinna zostanie wprowadzona dopiero wówczas, gdy nie będzie w stanie odwrócić już katastrofalnych skutków załamania demograficznego. Gdyby wówczas została wprowadzona w życie koncepcja 500+, dziś prawdopodobnie w Polsce byłoby o około milion dzieci więcej. Program ten powstrzymałby też w znacznym zakresie emigrację z Polski, a także, co widać obecnie bardzo wyraźnie, przyczyniłby się - poprzez poszerzenie rynku wewnętrznego - do wzrostu gospodarczego. Obecnie bowiem ten program odpowiada za wzrost o około 0,2-0,5% PKB, co w skali dziecięciu lat dałoby odczuwalny wzrost dobrobytu w naszym kraju. Niestety ówczesna nieodpowiedzialna decyzja Jarosława Kaczyńskiego wyrzucająca ten program do kosza, ma skutki już nieodwracalne.

Klęska 500+

czytaj więcej >>

Minister Rafalska twierdzi, że przekroczenie poziomu 400 tys. urodzeń jest sukcesem. Trzeba pamiętać, że dopiero przekroczenie współczynnika reprodukcji prostej, czyli współczynnika odtwarzalności pokoleń na poziomie 2,1 dziecka w statystycznej rodzinie pozwala mówić o sukcesie tego programu, bo wówczas zapobieglibyśmy procesowi wymierania naszego narodu w długiej perspektywie. A minimum sukcesu to osiągnięcie poziomu 500 tys. urodzeń. Każdy poziom urodzeń poniżej tego poziomu nie likwiduje bowiem katastrofy demograficznej i musi mobilizować rząd do podejmowania kolejnych działań zmierzających do wzrostu urodzeń. I choć zasadniczym powodem niewielkiego odzewu  w postaci wzrostu urodzeń jest spóźnione wejście tego programu w życie, bo pokolenie tzw. małego wyżu demograficznego z przełomu lat 70-tych i 80-tych wychodzi już z wieku prokreacyjnego, to jednak niski wzrost współczynnika reprodukcji prostej pokazuje, że nadal utrzymuje się model rodziny z jednym, a najwyżej dwoma dziećmi. Zasadniczym celem programu przezwyciężenia katastrofy demograficznej powinno być upowszechnienie rodziny dwa plus trzy, czyli modelu rodziny rozwojowej. Taki model polityki rodzinnej zastosowano w Rosji w 2007 roku, koncentrując się przede wszystkim na wsparciu rodzin od trzeciego dziecka. W rezultacie nastąpił w tym kraju wzrost urodzeń i wskaźnik reprodukcji prostej, który był na podobnym poziomie co w Polsce wzrósł do poziomu 1,8 a zatem zdecydowanie większy, niż osiągniemy w Polsce w tym roku. Także zintegrowana polityka  w Izraelu koncentrująca się na modelu rodziny rozwojowej doprowadziła do wzrostu urodzeń na poziomie 3,2 współczynnika reprodukcji prostej.

Tymczasem jak spojrzymy na dane dotyczące tego programu, to korzysta z niego 2,6 mln rodzin, z czego 1504 tys. rodzin z dwójką dzieci, 724 tys. rodzin z jednym dzieckiem i tylko 378 tys. rodzin z trójką lub więcej dzieci. Rodziny z trójką i więcej dziećmi stanowią tylko 14% beneficjentów. Na rodziny wielodzietne przeznaczone jest 28,55% środków. W tej sumie oczywiście są środki na pierwsze i drugie dziecko. Taki rozkład wsparcia  zaprzecza publicznie głoszonej tezie, że celem tego programu jest przede wszystkim wzrost demograficzny. Bowiem na jedno dziecko decydują się prawie wszystkie rodziny. I tutaj finansowe wsparcie nie zmienia sytuacji demograficznej. Dopiero wsparcie finansowe rodzin z dwójką i więcej dzieci może mieć wpływ na decyzje prokreacyjne. Przy czym wysokość wsparcia powinna być uzależniona od ilości posiadanych dzieci. Ponieważ przezwyciężenie katastrofy demograficznej jest uzależnione od wypromowania modelu 2+3, to należy wprowadzić zachęty finansowe przy posiadaniu właśnie trzeciego i następnego dziecka. Wsparcie dla rodzin z jednym dzieckiem nie ma bowiem znaczenia demograficznego, a jedynie ma charakter socjalny i wyborczy dla partii rządzącej. A doświadczenie innych krajów pokazuje, że polityka rodzinna nie może być sprowadzana do polityki socjalnej, ale musi być wsparciem rodziny ze względu na jej wielkość Dlatego  w sytuacji tak skromnego odzewu na wprowadzenie tego programu, należy dokonać zasadniczych zmian w polityce rodzinnej. Przede wszystkim należy zwiększyć wsparcie finansowe dla rodzin z trójką dzieci do 1000 złotych na trzecie i następne dziecko. Byłby to wzrost wydatków o około 12,2%. A zatem stosunkowo nieznaczny przy dużych szansach zwiększenia narodzin trzeciego i kolejnego dziecka. Przykład rosyjski pokazuje, że koncentracja wsparcia dla rodzin wielodzietnych może przynieść znacznie lepszy rezultat demograficzny, niż model zastosowany w naszym kraju. Należy też wydłużyć urlopy macierzyńskie do dwóch lat w przypadku drugiego dziecka i trzech lat w przypadku dziecka trzeciego i następnych, tak aby dzieci po tym urlopie trafiały bezpośrednio do przedszkola. Także należy sfinansować wychowanie przedszkolne dla wszystkich dzieci z rodzin wielodzietnych. Sprawą o zasadniczym znaczeniu jest także kwestia zabezpieczenia emerytalnego dla matek z rodzin wielodzietnych. Nie jest bowiem sprawiedliwe, żeby dzieci z tych rodzin pracowały przede wszystkim na emerytury tych, którzy są bezdzietni, czy małodzietni. Ich matki, które wychowując dzieci zrezygnowały z pracy zawodowej, powinny mieć finansową rekompensatę w postaci emerytalnej. Proponowana przez rząd koncepcja wsparcia emerytów w tym roku wsparciem 500+ powinna być przeformułowana w ten sposób, że dotyczyć powinna matek rodzin wielodzietnych, czyli tych, których dzieci już obecnie utrzymują system emerytalny. Ogromne znaczenie ma także docenienie w kulturze medialnej rodziny i wychowania dzieci, dlatego zwłaszcza telewizja publiczna powinna opracować program promowania wartości rodzinnych i dzietności.

Wzrost urodzeń tylko o 14  tys.,  w porównaniu ze skalą finansowego wsparcia jest zdecydowanie niezadowalający. Można mówić o porażce tego programu. Zasadniczą jego przyczyną jest przede wszystkim jego spóźnienie. Polityka polskiego państwa bowiem nie odpowiedziała na czas na największe zagrożenie dla naszego narodu i państwa, jakim jest katastrofa demograficzna. Wprowadzenie programu 500+ jest konieczne, choć spóźnione. Dziś trzeba wyciągnąć dalsze wnioski z niewielkiego wzrostu urodzeń i dostosowanie polityki rodzinnej do wyzwania demograficznego. Im większy będzie poziom urodzeń, tym mniejsze będzie zagrożenie naszej przyszłości w wymiarze narodowym, naszego bezpieczeństwa, w wymiarze ekonomicznym, a zwłaszcza emerytalnym. Dlatego w żaden sposób nie można zaakceptować sytuacji, w której nie są wyciągane wnioski z faktycznej porażki tego programu. Bowiem  uprzywilejowanie tak dużej liczby jedynaków w tym programie, bez dalszych działań mających na celu wsparcie rodzin wielodzietnych sugeruje potwierdzenie zarzutu sformułowanego przez Pawła Kukiza, że bardziej niż o wzrost demograficzny chodzi o związanie wyborców z partią rządzącą. Mam nadzieje że ten zarzut nie potwierdzi się w dalszych działaniach obozu rządzącego.

 

Marian Piłka

 

Historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej