500+, i co dalej
GUS podał wstępne dane dotyczące urodzeń w pierwszym półroczu bieżącego roku. Według GUSu urodziło się około 200 tys. dzieci, co według minister Rafalskiej daje szanse na przekroczenie poziomu 400 tys. urodzeń w ciągu roku. Poziom 400 tys. minister Rafalska uznaje za sukces tego programu. Te dane oznaczają że w pierwszym półroczu urodziło się o 14 tys. więcej dzieci niż w roku ubiegłym. Otóż wszystkie urodzenia, z którymi mamy do czynienia w tym roku to urodzenia, które są już następstwem obowiązującego od 1 kwietnia ubiegłego roku programu 500+, dlatego dają one już podstawę do pierwszych ocen skuteczności tego programu w przezwyciężaniu kryzysu a właściwie katastrofy demograficznej z jaką mamy do czynienia w Polsce. Bowiem od początku lat 90-tych pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców, a od przełomu wieku współczynnik reprodukcji prostej, czyli zastępowalności pokoleń, oscyluje wokół 1,3 - czyli pokolenie dzieci jest mniejsze o około 35-40% od pokolenia rodziców. To już nie jest kryzys, a katastrofa demograficzna. Poziom urodzeń uznawany przez minister Rafalską za "sukces" to osiągnięcie w najlepszym razie współczynnika reprodukcji prostej na poziomie 1,4. Taki współczynnik w obecnym stuleciu został osiągnięty tylko raz - w roku 2009 po wprowadzeniu w 2007 roku tzw. dużej ulgi podatkowej wynoszącej około 1200 złotych rocznie na dziecko, czyli 100 złotych miesięcznie. Wówczas nastąpił wzrost urodzeń o około 30 tys. w trzech kolejnych latach w porównaniu z poziomem urodzeń roku 2007. Warto przypomnieć, że przeciwko takiej wysokości ulgi podatkowej w 2007 roku głosował rządzący wówczas PiS.
Warto też przypomnieć, że zamysł przezwyciężenia katastrofy demograficznej, sformalizowany w koncepcji 500+ znalazł się w programie wyborczym PiS w 2005 roku. Autorem tego pomysłu był Cezary Mech, a wpisanie do programu wyborczego forsowało środowisko, które później utworzyło Prawicę Rzeczpospolitej. Jarosław Kaczyński zgodził się na umieszczenie tej koncepcji w programie wyborczym, a jej ogłoszenie miało miejsce 20 sierpnia 2005 roku na konferencji w hotelu Radisson. Niestety po wyborach Jarosław Kaczyński zdecydował się o wyrzuceniu tego programu do kosza i zastąpieniu go neoliberalnym programem społeczno-gospodarczym realizowanym przez Zytę Gilowską. To wówczas Cezary Mech stwierdził, że polityka prorodzinna zostanie wprowadzona dopiero wówczas, gdy nie będzie w stanie odwrócić już katastrofalnych skutków załamania demograficznego. Gdyby wówczas została wprowadzona w życie koncepcja 500+, dziś prawdopodobnie w Polsce byłoby o około milion dzieci więcej. Program ten powstrzymałby też w znacznym zakresie emigrację z Polski, a także, co widać obecnie bardzo wyraźnie, przyczyniłby się - poprzez poszerzenie rynku wewnętrznego - do wzrostu gospodarczego. Obecnie bowiem ten program odpowiada za wzrost o około 0,2-0,5% PKB, co w skali dziecięciu lat dałoby odczuwalny wzrost dobrobytu w naszym kraju. Niestety ówczesna nieodpowiedzialna decyzja Jarosława Kaczyńskiego wyrzucająca ten program do kosza, ma skutki już nieodwracalne.
Minister Rafalska twierdzi, że przekroczenie poziomu 400 tys. urodzeń jest sukcesem. Trzeba pamiętać, że dopiero przekroczenie współczynnika reprodukcji prostej, czyli współczynnika odtwarzalności pokoleń na poziomie 2,1 dziecka w statystycznej rodzinie pozwala mówić o sukcesie tego programu, bo wówczas zapobieglibyśmy procesowi wymierania naszego narodu w długiej perspektywie. A minimum sukcesu to osiągnięcie poziomu 500 tys. urodzeń. Każdy poziom urodzeń poniżej tego poziomu nie likwiduje bowiem katastrofy demograficznej i musi mobilizować rząd do podejmowania kolejnych działań zmierzających do wzrostu urodzeń. I choć zasadniczym powodem niewielkiego odzewu w postaci wzrostu urodzeń jest spóźnione wejście tego programu w życie, bo pokolenie tzw. małego wyżu demograficznego z przełomu lat 70-tych i 80-tych wychodzi już z wieku prokreacyjnego, to jednak niski wzrost współczynnika reprodukcji prostej pokazuje, że nadal utrzymuje się model rodziny z jednym, a najwyżej dwoma dziećmi. Zasadniczym celem programu przezwyciężenia katastrofy demograficznej powinno być upowszechnienie rodziny dwa plus trzy, czyli modelu rodziny rozwojowej. Taki model polityki rodzinnej zastosowano w Rosji w 2007 roku, koncentrując się przede wszystkim na wsparciu rodzin od trzeciego dziecka. W rezultacie nastąpił w tym kraju wzrost urodzeń i wskaźnik reprodukcji prostej, który był na podobnym poziomie co w Polsce wzrósł do poziomu 1,8 a zatem zdecydowanie większy, niż osiągniemy w Polsce w tym roku. Także zintegrowana polityka w Izraelu koncentrująca się na modelu rodziny rozwojowej doprowadziła do wzrostu urodzeń na poziomie 3,2 współczynnika reprodukcji prostej.
Tymczasem jak spojrzymy na dane dotyczące tego programu, to korzysta z niego 2,6 mln rodzin, z czego 1504 tys. rodzin z dwójką dzieci, 724 tys. rodzin z jednym dzieckiem i tylko 378 tys. rodzin z trójką lub więcej dzieci. Rodziny z trójką i więcej dziećmi stanowią tylko 14% beneficjentów. Na rodziny wielodzietne przeznaczone jest 28,55% środków. W tej sumie oczywiście są środki na pierwsze i drugie dziecko. Taki rozkład wsparcia zaprzecza publicznie głoszonej tezie, że celem tego programu jest przede wszystkim wzrost demograficzny. Bowiem na jedno dziecko decydują się prawie wszystkie rodziny. I tutaj finansowe wsparcie nie zmienia sytuacji demograficznej. Dopiero wsparcie finansowe rodzin z dwójką i więcej dzieci może mieć wpływ na decyzje prokreacyjne. Przy czym wysokość wsparcia powinna być uzależniona od ilości posiadanych dzieci. Ponieważ przezwyciężenie katastrofy demograficznej jest uzależnione od wypromowania modelu 2+3, to należy wprowadzić zachęty finansowe przy posiadaniu właśnie trzeciego i następnego dziecka. Wsparcie dla rodzin z jednym dzieckiem nie ma bowiem znaczenia demograficznego, a jedynie ma charakter socjalny i wyborczy dla partii rządzącej. A doświadczenie innych krajów pokazuje, że polityka rodzinna nie może być sprowadzana do polityki socjalnej, ale musi być wsparciem rodziny ze względu na jej wielkość Dlatego w sytuacji tak skromnego odzewu na wprowadzenie tego programu, należy dokonać zasadniczych zmian w polityce rodzinnej. Przede wszystkim należy zwiększyć wsparcie finansowe dla rodzin z trójką dzieci do 1000 złotych na trzecie i następne dziecko. Byłby to wzrost wydatków o około 12,2%. A zatem stosunkowo nieznaczny przy dużych szansach zwiększenia narodzin trzeciego i kolejnego dziecka. Przykład rosyjski pokazuje, że koncentracja wsparcia dla rodzin wielodzietnych może przynieść znacznie lepszy rezultat demograficzny, niż model zastosowany w naszym kraju. Należy też wydłużyć urlopy macierzyńskie do dwóch lat w przypadku drugiego dziecka i trzech lat w przypadku dziecka trzeciego i następnych, tak aby dzieci po tym urlopie trafiały bezpośrednio do przedszkola. Także należy sfinansować wychowanie przedszkolne dla wszystkich dzieci z rodzin wielodzietnych. Sprawą o zasadniczym znaczeniu jest także kwestia zabezpieczenia emerytalnego dla matek z rodzin wielodzietnych. Nie jest bowiem sprawiedliwe, żeby dzieci z tych rodzin pracowały przede wszystkim na emerytury tych, którzy są bezdzietni, czy małodzietni. Ich matki, które wychowując dzieci zrezygnowały z pracy zawodowej, powinny mieć finansową rekompensatę w postaci emerytalnej. Proponowana przez rząd koncepcja wsparcia emerytów w tym roku wsparciem 500+ powinna być przeformułowana w ten sposób, że dotyczyć powinna matek rodzin wielodzietnych, czyli tych, których dzieci już obecnie utrzymują system emerytalny. Ogromne znaczenie ma także docenienie w kulturze medialnej rodziny i wychowania dzieci, dlatego zwłaszcza telewizja publiczna powinna opracować program promowania wartości rodzinnych i dzietności.
Wzrost urodzeń tylko o 14 tys., w porównaniu ze skalą finansowego wsparcia jest zdecydowanie niezadowalający. Można mówić o porażce tego programu. Zasadniczą jego przyczyną jest przede wszystkim jego spóźnienie. Polityka polskiego państwa bowiem nie odpowiedziała na czas na największe zagrożenie dla naszego narodu i państwa, jakim jest katastrofa demograficzna. Wprowadzenie programu 500+ jest konieczne, choć spóźnione. Dziś trzeba wyciągnąć dalsze wnioski z niewielkiego wzrostu urodzeń i dostosowanie polityki rodzinnej do wyzwania demograficznego. Im większy będzie poziom urodzeń, tym mniejsze będzie zagrożenie naszej przyszłości w wymiarze narodowym, naszego bezpieczeństwa, w wymiarze ekonomicznym, a zwłaszcza emerytalnym. Dlatego w żaden sposób nie można zaakceptować sytuacji, w której nie są wyciągane wnioski z faktycznej porażki tego programu. Bowiem uprzywilejowanie tak dużej liczby jedynaków w tym programie, bez dalszych działań mających na celu wsparcie rodzin wielodzietnych sugeruje potwierdzenie zarzutu sformułowanego przez Pawła Kukiza, że bardziej niż o wzrost demograficzny chodzi o związanie wyborców z partią rządzącą. Mam nadzieje że ten zarzut nie potwierdzi się w dalszych działaniach obozu rządzącego.
Marian Piłka
Historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej

Marian Piłka 