„Co możesz zrobić, aby promować pokój na świecie? Idź do domu i kochaj swoją rodzinę” - Matka Teresa
czwartek, 12 grudnia 2024 Dagmary, Aleksandra, Ady

Po aborcji

Hasłom feministek o wyzwoleniu od niechcianej ciąży, szczęściu i spełnionym życiu kobiety przeczą świadectwa rodziców, którzy dokonali aborcji, oraz opinie lekarzy.

Kiedy w 1956 r. weszła liberalna ustawa aborcyjna, w gabinetach ginekologicznych od ręki proponowano „zabiegi”. Barbara i Waldemar Wasiewiczowie w tym roku obchodzą 50-lecie małżeństwa. Cztery lata po ślubie dokonali aborcji.

– Byliśmy rodzicami dwóch córek, kiedy okazało się, że spodziewamy się trzeciego dziecka. Działałem wtedy społecznie w spółdzielni inwalidzkiej, zakładzie pracy chronionej. Organizowałem imprezy integracyjne dla podopiecznych z upośledzeniem umysłowym – opowiada Waldemar. Pracownicy i wolontariusze spółdzielni mieli zapewnioną opiekę medyczną, z dostępem do lekarzy specjalistów. Kiedy lekarka ginekolog dowiedziała się, że spodziewamy się kolejnego dziecka, powiedziała: „Panie Waldku, ja panu pomogę”. W czasach komuny, kiedy ledwie wiązało się koniec z końcem, trzecie dziecko traktowane było jako obciążenie dla rodziny.

PREZENT DO GABINETU

W nagrodę od pracodawcy „zabieg” zaproponowano za darmo. – Na aborcję jako,,przykładny” mąż żonę odprowadziłem osobiście – mówi Waldemar. – Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że staniemy się zabójcami naszego dziecka. Wtedy mówiło się o „skrobance”, „zabiegu”. Weszliśmy z żoną do poczekalni przychodni radośni jak skowronki. Uderzył mnie widok siedzących pod ścianą smutnych kobiet. Za chwilę z gabinetu wyszła znajoma pani doktor: „Proszę bez kolejki, ci państwo są ode mnie” – oznajmiła oczekującym kobietom. Pamiętam tylko opuszczoną na sali nisko lampę, jak na Łubiance. Czekałem potem na żonę w korytarzu. Po pewnym czasie wyszła pielęgniarka w zakrwawionym fartuchu, wylać coś do sedesu. Dopiero po wielu latach dotarło do mnie, że to było moje dziecko.

całość Po aborcji. Tygodnik katolicki Idziemu nr.39 (984) str. 12-13

Tematy: