Piotr Wołochowicz – laureat nagrody Czcigodnego Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego – Ojca Rodziny
Karolina Krawczyk: Od zawsze wiedział Pan, że chce założyć rodzinę i zostać tatą?
Piotr Wołochowicz: Tak, było dla mnie naturalne, że kiedyś będę mężem i tatą. Od kiedy poznałem Mariolę, moją przyszłą ukochaną żonę, perspektywa posiadania dzieci stała się bardzo żywa. Ponieważ każde z nas jeszcze przed ślubem poznało Jezusa Chrystusa i przyjęło Go jako swojego Pana i Zbawiciela, w tym też kontekście myśleliśmy o przyszłych dzieciach.
Mieliście z żoną „pomysł” na to, jak wychować dzieci?
Wiedzieliśmy, że chcemy je wychować tak, jak mówi Słowo Boże, czyli dając im sto procent miłości i sto procent dyscypliny. Naszym priorytetem było to, żeby wychować dzieci do żywej wiary – po to, żeby kiedyś móc spotkać się z nimi w wieczności. Różne dziedziny życia układaliśmy tak, aby nie zaburzały głównego celu wychowawczego.
Czy są jakieś szczególne fragmenty Pisma Świętego, które Pana inspirowały, kierowały w wychowywaniu dzieci?
Jednym z takich fragmentów jest Psalm siedemdziesiąty ósmy, zwłaszcza wersety szósty i siódmy: „(…) aby to poznało przyszłe pokolenie / synowie, co się narodzą, / że mają pokładać nadzieję w Bogu / i nie zapominać dzieł Boga, / lecz strzec Jego poleceń”. Wiedzieliśmy z żoną, że nasze dzieci mają żyć z Bogiem, mają zawsze pamiętać, że On jest Stwórcą i należy Mu się wdzięczność za wszystko, oraz że trzeba być Mu posłusznym.
Innym kluczowym fragmentem były dla nas słowa z Księgi Powtórzonego Prawa, z szóstego rozdziału, wersety szósty i siódmy: „Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu”. To znaczy, że jako rodzic sam muszę poznawać Słowo Boże, a potem do skutku wpajać je dzieciom w każdej sytuacji życiowej. Ono ma żyć w ich sercach nie tylko „od święta”, ale na co dzień, w każdych okolicznościach życia.
Ktoś powie, że to zmuszanie dziecka do wiary, że nie można tak robić.
To jest Boży nakaz – jako rodzic jestem odpowiedzialny za to, żeby wychować dziecko według moich najlepszych możliwości i wiedzy. Mamy fragmenty w Liście do Efezjan czy do Kolosan, które mówią o tym, że mamy wychowywać dzieci tak, jak nas wychowuje Pan Bóg. Troska o dzieci zakłada, że daję im to, co najlepsze – jest to właśnie relacja z Bogiem. I nie chodzi o to, aby je popychać, zmuszać do wiary – ale z pasją pociągnąć za sobą do wspaniałej przygody z Bogiem.
Oczywistym było dla nas także to, że dzieci traktujemy z godnością, z szacunkiem, że dotrzymujemy obietnic, jakie im złożyliśmy i tak dalej… Jednym ze współczesnych problemów cywilizacji jest to, że źle się rozumie wolność – na przykład unika się przekazu wartości dzieciom. A z drugiej strony wielu ludzi i wiele organizacji ma na celu zagarnięcie naszych dzieci i mocno próbuje napełniać je swoim antywartościami.
Dużo Pan mówi o Słowie Bożym. Ile czasu Pan poświęca na jego lekturę?
Rzeczywiście Pismo Święte to moja pasja. Mogę powiedzieć, że na początku miałem takie okresy w życiu, kiedy wręcz pożerałem Słowo Boże. Wprawdzie z dziecięcych lekcji religii wyniosłem błędny obraz Boga, ale potem – gdy usłyszałem kerygmat – wszystko się zmieniło. Miałem takie przynaglenie w sercu, żeby jak najwięcej czasu spędzać na modlitwie, w tym właśnie na czytaniu Pisma Świętego. Czasem studiowałem jakąś księgę, innym razem jakiś maleńki fragment albo konkretne zagadnienie. Żeby wzrastać w życiu chrześcijanina, trzeba po prostu karmić się Słowem Bożym, bez tego ani rusz.
Kiedy, Pana zdaniem, tak naprawdę zaczyna się ojcostwo?
W moim odczuciu zaczyna się dużo wcześniej niż w momencie pojawienia się nowego życia pod sercem matki. O stawaniu się ojcem możemy mówić już wtedy, kiedy w ogóle zaczynamy myśleć o przyszłych dzieciach. Mężczyzna do ojcostwa dojrzewa także wtedy, kiedy niesie główną odpowiedzialność za obserwację cyklu, kiedy razem z żoną planuje czas poczęcia dziecka, dba o zdrowie swoje i żony, ale też dziecka noszonego w łonie mamy. Tak mężczyzna dojrzewa do roli opiekuna i głowy rodziny.
W waszym małżeńskim życiu podjęliście decyzję o tym, że żona zajmuje się domem, a Pan jest głównym żywicielem rodziny.
To było dla nas oczywiste, bo dzięki temu mieliśmy pełny wpływ na wychowanie naszych dzieci. Pierwsze siedem lat życia to kształtowanie fundamentów ich osobowości. Aby dać dzieciom to, co najlepsze, Mariola została w domu i wzięła na siebie obowiązki pełnoetatowej mamy. Wiedzieliśmy, że to długoterminowa inwestycja – główna nagroda przychodzi po mniej więcej dwudziestu latach. My tego doświadczyliśmy z całą naszą trójką!
Rodzic przecież nie ma pełnej kontroli nad tym, co dzieje się w przedszkolu. A obecnie sytuacja jest jeszcze wiele gorsza, niż kiedy nasze dzieci były małe: w przedszkolach często dzieci są uczone rzeczy jawnie sprzecznych z Bożymi wartościami.
Całość: https://pro-life.pl/piotr-wolochowicz-laureat-nagrody-czcigodnego-slugi-bozego-jerzego-ciesielskiego-ojca-rodziny/